środa, 18 listopada 2009

odgrzebałam stare skany z zalaszcza. grudzień 2005, wiosna 2006, a może kiedy indziej, nie pamiętam zbyt dokładnie, dawne dzieje, było minęło i już nie wróci. ani ci ludzie, ani te miejsca, ani tamte czasy, wieczory przy piwie i papierosach, poranki na ganku, z kajką, kawą i fajką, włóczące się wszędzie koty, gorzka żołądkowa na każde przeziębienie i od byle okazji. i ta umiejętność, jak bezpowrotnie utracona leworęczność: nalewania równo, aż do krawędzi kieliszka, bez uronienia jednej kropelki.a wydawało by się, że nostalgia to taka rzadka choroba u dzisiejszych emigrantów.

5 komentarzy:

  1. ten pieco-kominek miedzykuchenny, bardzo mi się spodobał.
    Każda emigracja po pierwszym okrzepnięciu w nowych realiach, z upływem czasu zmusza nas do wspomnień, odświeżania pamiętanych i częściej zapomnianych obrazów sprzed lat:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ulubiona seria Mańki.T roniu ma rację, że im dłużej jesteśmy na emigracji, tym częściej wracamy do takich sentymentalnych pocztówek a ja wracam razem z Autorką ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. natomiast ci co sa tu, pragna byc z dala od tego co tu zastaja. marzenie o powrocie pewnie pozostaje slodkie do momentu kiedy nie trzeba tu wracac. z daleka wszystko wyglada lepiej

    OdpowiedzUsuń
  4. jednym słowem wszędzie dobrze gdzie nas nie ma

    OdpowiedzUsuń
  5. the grass is always greener on the other side of the fence

    OdpowiedzUsuń

komentarze do wpisów podlegają moderacji i publikowane są dopiero po zaakceptowaniu ich przez autorkę tego bloga.