sobota, 14 grudnia 2013

jula, michał i kosmiczna wełnianka (erioforum, cotton grass) pentlandy. czerwiec 2013

środa, 20 listopada 2013

to nie jest tak, że nie robię żadnych zdjęć. robię... głównie telefonem. i głównie psu. bo pies jest ładny i kochany, i mam go na codzień. radzi sobie bez wizażystki, nie muszę specjalnie dla niego jeździć na drugi koniec miasta. i generalnie, to jest tak, że tito, jako model jest zawsze idealnie zadowolony z każdego zdjęcia które mu robię. najaktualniejsze zdjęcia można znaleźć na instagramie/statigramie


co do innego typu fotografii, to owszem, czasem jeszcze wybieram się na spacer z prawdziwym aparatem. czasem się z kimś umówię. czasem ktoś mi tam gdzieś do czegoś zapozuje... jedna rolka ilforda kisi się w aparacie i czeka na moje natchnienie, na motywację, może na wizytę znajomych... druga już leżakuje, gotowa do wywołania. ilfosol zakupiliśmy tego popołudnia. być może w ciągu następnego pół roku zaszczycę mojego blogaska jakimiś czarnobiałymi skanami...

sobota, 8 czerwca 2013

bloguś...
cóż, bloguś ostatnio trochę zaniedbany.
zdjęcia pojawiają się z opóźnieniem dobrego miesiąca i trzeba przyznać to sobie szczerze - nie mam żadnego usprawiedliwienia.
pomysły w kajeciku zanotowane... rozrysowane...  filmy leżakują w lodówce, wywoływacz dojrzewa, nawet bateria w cyfróweczce jest naładowana, jezusmaria, bateria! w cyfróweczce! na-ła-do-wa-na!
a ja nic, no jasna cholera...
co więcej - pogoda dopisuje, zachęca do spacerów, do spotkań z ludźmi, do... w ogóle, tak jakoś jest, że coś by się zrobiło.
ale się nie robi.
nawet się nie pisze.

więc dzisiaj, w ramach pokuty, będzie trochę o filmach, filmach do polecania.
żeby było jasne: oglądamy dużo, bardzo dużo, więc lista będzie długa, chociaż postarałam się wykreślić z pamięci to wszystko, co było słabe, kompletnie słabe lub też tragicznie słabe. czyli: całkiem sporo, bo chociaż wnieśliśmy na śmietnik pudło zwane telewizorem, to często z rozmysłem katujemy się produkcjami, które koło kina kategorii de nawet nie stały.
dodam też, że chociaż moja lista filmów ma być listą filmów do polecania, nie znaczy to wcale, że każdemu bym te filmy polecała. niektóre, są tylko dla ludzi inteligentnych. inne, tylko dla tych, z nieograniczonym poczuciem humoru, jeszcze inne, dla tych, co mają mocne żołądki.

mój zdecydowany faworyt na ten rok, czyli chillerama może być oglądany tylko przez ludzi, którzy posiadają wszystkie te cechy, oraz dodatkowo lubią filmy w klimacie gore. więc jeśli to nie wasza bajka, to nawet nie klikajcie w podanego linka.
serio.
oszczędźcie sobie.

z filmów nie-do-przegapienia, polecam też django, jeśli lubicie westerny i jeśli lubicie tarantino, to go pokochacie. jeśli przemoc i przejaskrawienie są wam obce, to ja przepraszam. i z góry zapowiadam - nie oglądajcie też w następnego na mojej liście.
bo kwiaty wojny to pozycja dla ludzi, którzy nie mają problemów z zaśnięciem w nocy. ja mam i jeszcze potem, przez kilka godzin, nie potrafiłam się otrząsnąć z przerażenia. wydawałoby się, że po chilleramie, będę już gotowa na wszystko, ale prawda jest taka, że na tego rodzaju opowieści... po prostu nie można się przygotować.
nawet moje studia nie uświadomiły mi, jak okrutna potrafi być historia.
kwiaty wojny to opowieść o masakrze w nankinie. pełna przenośni, oksymoronów, rozpaczy i patosu. momentami drastyczna. momentami zabawna. przerysowana. a jednak wciąż okrutnie prawdziwa. i to chyba boli mnie najbardziej.

kolejnym takim filmem - który gdzieś tam ociera się o historię - jest pokłosie. czytałam że swego czasu narobiło ono zamieszania w kinach i w prasie. moim zdaniem wspaniały film, taki o polakach, o sąsiadach, o tym, jak bardzo trudno nam się przyznać do czarnych plam w naszej historii, jak trudno nam zaakceptować fakt, że jesteśmy tylko ludźmi, że żaden z nas naród wybrany...

a skoro już jesteśmy przy polskim kinie, bardzo polecam ten dokument - zawód lektor, ogląda się go niesamowicie, wiecznie ulegając złudzeniom i omamom.

jeśli mowa jest o złudzeniach i filmie, to warto by wspomnieć te dwie pozycje: hitchcock i dziewczyna hitchcocka, oba pojawiły się w kinach mniej więcej w tym samym czasie, oba opowiadają o mniej więcej tym samym. o mistrzu suspensu i kinematografii. o wielkiej postaci i jego małych natręctwach...

jakoś sam z siebie przypomina się jeszcze hemingway i gellhorn, który chociaż nie zachwyca fabułą, przyciągnie tych co to lubią dobrą fotografię, dobrą literaturę i jedną piękną australijkę, której obecność na ekranie wystarczy nam, by nawet słaby film obejrzeć do końca.

przy okazji świetnych aktorek i znanych postaci, już ostatnia na dziś propozycja - niczego nie żałuję, historia edith piaf. nie tylko można obejrzeć, ale też można polecić dalej.

poniedziałek, 27 maja 2013

05/2013 ami, wędrowała ze mną dzielnie ze 20 kilometrów w trakcie moich przygotowań do kiltwalk'u. dzięki za wsparcie dziewczyno, za kilt i wspólne marsze!

wtorek, 7 maja 2013

04/2013 kolejny raz z cyklu zajebiste szkockie miejscówki

piątek, 3 maja 2013



04/2013 z cyklu: zajebiste szkockie miejscówki... część druga

niedziela, 28 kwietnia 2013


04/2013 z cyklu: zajebiste szkockie miejscówki.

sobota, 20 kwietnia 2013


04/2012
dwie wycieczki, dwie pocztóweczki. horyzontalno-wertykalne landszafty. wiosna pełną parą.

środa, 17 kwietnia 2013

środa, 10 kwietnia 2013



01/2013 bechend w edynburgu czyli mrok, śmierć i białe adidasy

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

09/2012 aberlady bay
mariusz, skały, niebo, żelastwo - czyli wraki łodzi podwodnej - i piasek. dużo wody, dużo piasku.
wychodzi na to, że była to ostatnia klisza z nikona, kilka tygodni temu powędrował do nowego właściciela. no i tak to.

czwartek, 28 marca 2013





11/2011
odgrzebałam stary negatyw z ostatniego pobytu w londynie...
nie tyle zatęskniłam za miejscem, co za samym podróżowaniem. za nowym i nieznanym lub za starym i dawno niewidzianym.
od miesięcy siedzę w domu, przytłacza mnie brudna, szkocka plucha, która ni chu, chu nie chce być ani prawdziwą zimą, ani przemienić się wiosnę. że niby w lutym było słońce, krokusy i złocista plaża na portobello?
nie oszukujmy się, to były tylko nędzne podrygi, jakieś tam przytupy, próby kostiumowe i papierowe dekoracje, ot chwilowe szaleństwo przyrody, której najwyraźniej wyczerpał się już repertuar.
więc znowu jest - szaro i czarno, i biało.

poniedziałek, 25 marca 2013



11/2012 stedelijk museum, pokręcone przenikanie się planów.
mondriany i chagalle.

niedziela, 24 marca 2013


11/2011 jeszcze raz amsterdam.
pasowało by mi do cyklu którego nie ma.

piątek, 22 marca 2013


11/2012, dam sq
dzisiaj myślami jestem w innym miejscu, w innym czasie.

niedziela, 10 lutego 2013


01/2013, lola.
i chociaż tego za bardzo na zdjęciu nie widać, jest to portret pod tytułem lola w edynburgu.

wtorek, 29 stycznia 2013

przez ostatnie tygodnie obejrzeliśmy dużo filmów, kilka zasługuje na polecenie, więc gdybyście szukali czegoś na długie zimowe wieczory, zobaczcie sobie into the white, albo pierwszoklasistę, oba filmy, inspirowane są autentycznymi wydarzeniami. obie historie - choć jakże odległe od siebie w czasie i przestrzeni - opowiadają o ludziach niezłomnych (lubię to słowo: niezłomni), którzy wierzą w prawdę, dobroć i człowieczeństwo.
po tych dwóch filmach od razu przypomina mi się god bless america, który obejrzeliśmy chyba trzy razy pod rząd i który mógłby być przezabawną czarną komedią... wiecie, takim troszkę pastiszem filmów tarantino, oliviera stone i spike lee... ale niestety nie jest. zbyt dużo scen przywołujących w pamięci to, co niedawno wydarzyło się w aurorze, w newtown... zbyt wiele, zbyt gorzkich monologów franka (świetna rola joe murray'a). ale być może to też kwestia tego, kto ogląda, być może inni będą zaśmiewać się do łez. tym bardziej polecam. śmiech to zdrowie: odmładza oraz ujędrnia skórę, dobrze robi na procesy trawienne, eliminuje bóle głowy i tak dalej.
a skoro już jesteśmy przy filmach ze spluwami i wariatami, nie da się nie wspomnieć o siedmiu psychopatach, których warto obejrzeć, choćby ze względu na te stare, kochane mordy pojawiające się na ekranie.
wypadało by też wymienić 33 sceny z życia i ono, bo lubimy szumowską i wierzymy, że polacy potrafią robić dobre filmy, chociaż nie zawsze im się to udaje. także gainsbourg'a i człowieka z hawru, bo lubimy takie opowieśc, no i ostatni film woodego allena, zaraz zaraz, jakże to on się nazywał... jakoś podobnie jak poprzedni.