wtorek, 30 marca 2010

09/2009 "such a lovely place".

sobota, 27 marca 2010

od jakiegoś czasu lansujemy projekt holga na facebook'u. poza tym coś tam się dzieje, pomalutku i po cichutku obgadujemy wydanie albumu, obmyślamy zrobienie wystawy... no i rośniemy w siłę: ostatnio do projektu przyłączył się indra, serdecznie zapraszam do obejrzenia jego portfolio.

piątek, 26 marca 2010

calton hill, pinhole, f/173, 25s, iso125.
drugi, czy może trzeci otworek domowej produkcji, zrobiony ze starego średnioformatowego ilforda sporti. co tu dużo gadać: jakość zdjęć z tego pudełka jest zaskakująco dobra. być może nawet lepsza niż zdjęć, które robiono nim przed odkręceniem obiektywu.
z tego miejsca chciałabym serdecznie pozdrowić mojego kochanego i wspaniałego mariuszka. tak, mariuszku, jak ty zrobisz dziurę to nie ma... wiadomo.

środa, 24 marca 2010

water of leith, pinhole, f/173, 35s, iso125, porzucony projekt, budzik nie przeżył.

poniedziałek, 22 marca 2010

[ale ta wiosna, suka jebana...]

sobota, 20 marca 2010

mariusz i arek, marzec 2010, całe życie z wariatami.

wtorek, 16 marca 2010

sobota, 13 marca 2010

najbardziej lubię zdjęcia zwyczajne.
takie, żeby byli ludzie, żeby ci ludzie mieli normalne miny i żeby byli ubrani w swoje ulubione powycierane dżinsy, albo żeby mieli kapcie i nie obchodziło ich to, że ja ich w tych kapciach będę fotografować.
żeby dziewczyny nie musiały wciągać brzuchów, zaciskać pośladków, spoglądać w prawo czy w lewo ani udawać, że właśnie doznają potwornego bólu istnienia czy też atrofii moralności uwalone na kanapie z długą fifką plus trzy do lansu i w gorsecie w którym nawet brak talii będzie wyglądał seksownie. i żeby faceci nie musieli rozpinać koszul, wyobrażać sobie że są wyluzowanymi superbohaterami z wielkimi siusiakami, wtedy gdy mieszkają jeszcze ze swoimi mamami i cierpią na opóźnione riposty i przedwczesne inne rzeczy.
nie kręcą mnie montaże, gdzie pies chodzi po suficie, dziecko mieszka na drzewie, a samotny kosiarz wędruje przez pole buraków, w bolesny sposób świadomy bezsensu swojego istnienia na wiadomym obrazku. nie chodzi o to, że jestem wrogiem programów graficznych, bo używam ich, wiem jak ich używać i – chociaż się wcale tego nie wstydzę - robię to tak, żeby nie było widać. po prostu nudzą mnie zdjęcia zrobione fotoszopem, tylko po to by pokazać że się go umie obsługiwać, podobnie jak nudzą mnie zdjęcia zrobione pudełkiem po butach, polaroidem, hasselbladem, wielkim formatem, plastikiem, zorką czy lomo, czy cyfrą która ma pełną klatkę albo nawet półtorej pełnej klatki. i nie chce mi się rozmawiać z ludźmi o tym, że zrobili sesję na starym enerdowcu czy zajebiście skrosowanym slajdzie. aha, i nie jara mnie bokeh kieva a długość twojego obiektywu to mi jak konkordat lata.
nie imponują mi wspaniałej jakości wydruki w wielkim formacie na fudżikristalu, ani to że fajni chłopcy skanują do tiffa zamiast jotpega, nie obchodzą mnie kształty soczewek ani wykresy długości fali, ani martwe piksele. męczą mnie pytania co kupić, czy jeszcze się opłaca inwestować w kliszę a jeśli tak to czy w mały obrazek, czy może jednak twinlensa, a jak twinlensa to skąd, bo chyba na ebayu będzie taniej. i mam gdzieś krucjatę antydidżytalną, panów którzy zmieniają swoje kibelki w schrony przeciwatomowe. tak samo jak narzekanie na to, że wszystko teraz robią chińczycy, że nie ma już kółek fotograficznych tylko są kółka wzajemnej adoracji. nie interesują mnie cudze boje z koreksem i powiększalnikiem ani to czy ktoś robi w złoty nocnik, wali na plastik, czy woli na barycie.
nudzi mnie w fotografii wszystko co nie jest nią samą, rzecz w tym, że tylko o tym co mnie nudzi ludziom chce się gadać. dlatego wolę wbijać gwoździe niż rozmawiać o młotku.
lola w kapciach, po takim wstępie wcale nie musi się podobać.

środa, 10 marca 2010



02/2010, wrocław, holga, podkurwione łabędzie.
trzeba by się wreszcie rozliczyć z tą zimą.

czwartek, 4 marca 2010

cały dzień dłubię dzisiaj w zdjęciach, przerzucam tony wycinków z gazet, przyklejam obrazki w notatniku, piszę różne bzdury o fouquecie i memlingu.
oczywiście to dlatego, że się zapomniałam, źle zorganizowałam, rozleniwiłam czy coś takiego. w każdym bądź razie przez ostatnie tygodnie absolutnie nie mogłam się skupić na projekcie do szkoły i teraz odpokutowuję to - zarobieniem, bólem głowy i ogólnym wkurzeniem.
ale przy okazji tego grzebania w starych papierach odnalazłam cykl ivora pricketta after the storm o serbskich przesiedleńcach powracających do domów w chorwacji - miałam kiedyś w londynie okazję widzieć niektóre z tych prac na wystawie i do tej pory tkwią mi one w głowie.
uwielbiam ich nastrój - mimo smutku i bijącego od nich chłodu (to chyba przez te stonowane, zimne kolory) fotografie pricketta pełne są delikatności i intymnego ciepła. czułości którą autor zdjęć ma dla swoich bohaterów. i nie jest to czułość w iso, o nie.

© Ivor Prickett

serdecznie polecam także jego stronę www. mnie inspiruje.

środa, 3 marca 2010




02/2010 polska: sporty zimowe / poland: winter sports

poniedziałek, 1 marca 2010



absurdalna ta zima