
10/2011, edynburk.
zeszła niedziela była chyba ostatnim słonecznym dniem tej jesieni. spędziliśmy ją w ogrodzie botanicznym, co uświadomiło mi, że do długiej-listy-rzeczy-które-lubię muszę dopisać jeszcze sekwoje. pewnie kiedyś pokażę na blogu jakieś ich zdjęcie. jak mi się je uda zmieścić w kadrze. całe.
tymczasem jednak pocieszam się tym jednym, metafizycznym pstrykiem o jesieni w ogrodzie, gdzie ani jesieni, ani ogrodu, ani nawet modela za bardzo nie widać.
jedno z tych zdjęć, które chciałabym mieć na ścianie.
OdpowiedzUsuńcoś mnie prześladują te zdjęcia w krzakach
OdpowiedzUsuńjakież to o duszy i przemijaniu
OdpowiedzUsuńfajne maniucha ;)bardzo
OdpowiedzUsuńCudownie proste i wieloznacze zarazem.
OdpowiedzUsuń