wtorek, 25 stycznia 2011


12/2010, edynburg.
kto mieszkał na wyspach, ten wie jak bardzo denerwujące są te wszystkie miejsca, punkciki usługowe, profesjonalne minilabiki, czy wielkie sieci gotowe zrobić ci sto tysięcy dwieście czterdzieści odbitek z dowolnego pliku cyfrowego. w dodatku za śmieszne pieniądze. taniej niż gdzie indziej. we w pizdu wielgachnych formatach, oferując przy tym kompletny, artystyczny i nieunikniony retusz każdej fotografii, korekcję kolorów, niwelację szumów oraz najnowocześniejszą metodę odsiewania ziarna... oczywiście, przyznać trzeba, że dla klienta technik laboratoryjny jest gotów zrobić wszystko.
w słynnym labie na perival, w londynie - oprócz wywołania ilforda xp2 - zaoferowano mi trzydzieści sześć sepiowych odbitek oraz piękną firmową płytę pełną jeszcze piękniejszych skanów. w jednym z punktów w city, bodajże gdzieś przy oxford street, musiałam dołączyć do swojego slajdu odręcznie napisaną deklarację, że tak, naprawdę życzę sobie by wywołano go w c-41. oraz że pewna jestem, iż nic złego przy okazji nikomu się nie stanie, a w wypadku zniszczenia filmu nie będę domagała się zwrotu materiału o podobnej wartości.
za to w snappy-snaps'ie na greenwich, cztery lata temu pracował przystojny, jasnowłosy chłopak, który wiedział co to jest cross. i nic mu nie musiałam wyjaśniać. szczerze życzę wszystkim z was, którzy będą wywoływali zdjęcia w londynie, by ów technik pracował tam nadal.
w edynburgu snappy-snaps - na załączonym obrazku - chyba zbankrutował, na szczęście w innych miejscach, na pilrig czy south bridge można znaleźć laboratoria w których wiedzą co robią, i nawet robią to dobrze. czasami.
ale po tylu drobnych foto-labowych frustracjach, człowiek na samą myśl o tym, że trzeba wyjść z domu i zanieść filmy do zakładu dostaje dreszczy i zgryzoty. na szczęście ma jeszcze w lodówce kilka czarno-białych negatywów, więc już marzy tylko o tym, żeby się zamknąć z koreksem w łazience i płukać, i mieszać, i przelewać, wywoływać, przerywać, utrwalać, suszyć filmy przypięte na suszarce do prania...
o ile oczywiście zrobi wcześniej jakieś zdjęcia.

7 komentarzy:

  1. na samą myśl o tych odbitkach w sepii do dzisiaj robi mi się niedobrze, lubię gdy piszesz o fajnych wspomnieniach i o niefajnych

    OdpowiedzUsuń
  2. podobne przejscia sa wszedzie ;) Pewnie gdybym jakos bardziej lubil kolor, to juz dawno zakupilbym jakowys procesor. A swoja droga dobry fot.

    OdpowiedzUsuń
  3. to prawda, tylko że w UK te sytuacje są jakby... powszechniejsze:)

    OdpowiedzUsuń
  4. kapitlane zdjęcie
    w Krakowie niestety chyba nigdzie już nie crossują

    OdpowiedzUsuń
  5. mania, zdradzasz holgé z hasselbladem? ;)

    OdpowiedzUsuń

komentarze do wpisów podlegają moderacji i publikowane są dopiero po zaakceptowaniu ich przez autorkę tego bloga.