
01/2011, edynburg, widok z north bridge na stare miasto i dach stacji kolejowej. jak już
wcześniej pisałam - ulubione miejsce samobójców.
my jednak wybraliśmy to miasto dlatego, że w którejś gazecie było na pierwszym miejscu listy iluś-tam-miejsc-najlepszych-do-życia.
owszem, edynburg jest piękny, inspirujący, fajny.
jest tu tak-jakby-morze, są tak-jakby-góry, tak-jakby-lotnisko. są uniwersytety, teatry, kina, sklepy, kluby, festiwale.
i żyć tu można jak człowiek, w dodatku za rozsądne pieniądze.
tylko czasem jego ponura architektura, pogoda i długa, przykra zima przytłaczają cię i masz wrażenie że nie ma tu czym oddychać. ale może to po prostu zwykła sezonowa depresja. albo melancholia. albo nostalgia, przeklęta emigrancka przypadłość.
mam bilet do wrocławia i odliczam dni.