chyba osiągnęłam pewien poziom zmęczenia tą beczką miodu którą jest internet. w sumie nic dziwnego, bo piszę w sieci od jedenastu lat. niektórzy z was zresztą wiedzą o tym bardzo dobrze.
i chociaż prowadziłam różne bardziej-lub-mniej osobiste blogi, to zawsze gdzieś tam gryzłam się w język albo mówiłam o rzeczach poprzez metafory.
zawsze zbyt duża była ilość tych anonimowych kliknięć. kropek i cyferek. obcych. ajpików z tokio, ze zjednoczonych emiratów google i z poznania. cóż, muszę przyznać, że paraliżuje mnie myśl, o tych nieznajomych, trafiających na mojego bloga po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy cipka w occie. albo o tych wszystkich wylewających swe żałości nickach, których ego jest dużo bardziej imponujące niż talent, wiedza czy umiejętności, a pamięć - cóż - pamięć krótkotrwała...
przez ostatnie miesiące dużo myślałam o tym, dlaczego i dla kogo właściwie pstrykam i piszę te swoje pocztówki. no bo niby do przyjaciół, ale.... statystyka jest dla mnie bezlitosna:
z tych wszystkich osób obserwujących mojego bloga, tak naprawdę zagląda na niego połowa. połowa tej połowy zna mnie osobiście. połowa z tych co mnie znają osobiście, ma coś do powiedzenia. osiem osób pisze komentarze. a ja te wszystkie pocztówki adresuję do czwórki, czy piątki najbliższych mi przyjaciół.
z tego niewielkiego grona, tylko jedna osoba zagląda tu na bieżąco. druga, przez całe te cztery lata odezwała się kilka razy. trzecia – nigdy, i tak naprawdę nawet nie wiem, czy pamięta jeszcze o istnieniu tej strony i mojej skromnej osoby. czwarta siedzi obok na sofie i wie to wszystko bardzo dobrze. piąta jest zbyt zajęta prawdziwym życiem, więc tylko czasem skrobnie mi jakiegoś maila.
dlatego postanowiłam zmienić trochę swój pomysł na tego bloga. postanowiłam pisać częściej. i gęściej. postanowiłam pokazywać więcej, bardziej różnorodnych zdjęć. niekoniecznie tylko moich. ale przede wszystkim postanowiłam zamknąć bloga dla szerokiej widowni.
następne wpisy będą dostępne tylko dla zaproszonych gości.
na pewno wiecie, jak skontaktować się ze mną prywatnie, żeby to zaproszenie dostać.
Chciałbym zostać tylko zaproszonym gościem. Poproszę.
OdpowiedzUsuńw obecnych czasach pięknym wyzwaniem jest bycie nie-mainstream'owym
OdpowiedzUsuńJest mi smutno!
OdpowiedzUsuńDużo literek :)
OdpowiedzUsuńWiesz co mi przyszło do głowy? Kto się czuje adresatem bloga: "pocztówki do przyjaciół". Na logikę słowem "przyjaciel" określa się kilka osób na przestrzeni całego życia, więc tak jak napisałaś poczucie tego, że blog adresowany jest do kilku osób, jest przekazywane nawet bez tego wyjaśnienia. Więc grunt, żeby te pięć zaglądało, w końcu one są głównymi adresatami, dla nich robisz zdjęcia. To jest piękne :)
Ja ostatnio złapałem się na tym, że robię zdjęcia dla siebie i praktycznie wcale nie mam potrzeby pokazywania ich komukolwiek. Jakiś blog jest, ale nawet nie znam statystyk...
Pozdrawiam :)
"Dziwny człowiek" :)
smutno, prawdziwie ... masz racje co do tego wszystkiego, ludzie są, ale jakby w ogóle niektórych nie było. część tam, część tu, i tak cząstek część ...
OdpowiedzUsuńA tyle zajebistych zdjęć tu znalazłem... :(
OdpowiedzUsuńto ja bym też poprosił jak coś...bo jeszcze zapomnę poprosić...więc proszę
OdpowiedzUsuńja też, ja też! ja też chcę być zaproszony!
OdpowiedzUsuńbędę potrzebowała do tego waszych adresów @ więc najprościej będzie jak mi podeślecie po mailu mili moi kochani.
OdpowiedzUsuńa mejl jaki? wszak sie nie znamy ale sobie do kawy poczytuje i popaczuje bo lubuje
Usuńjest na na moim www. http://magdalena-aniszewska.com
UsuńJa w razie czego tez się pisze - oczywiście kierując sie prośbą o dopisanie :)
OdpowiedzUsuńusmiecham sie niesmialo o zaproszenie... jestem raczej takim niemym widzem ale zawsze trzymajacym kciuki i zyczliwym. Dlaczego staje w kolejce do zaproszenia? bo bardzo mnie pocztowki od Ciebie inspiruja, daja do myslenia. Dobrze,ze sa, dobrze ze jestes. jesli niemy czytacz nie bedzie przeszkadzac, to zostawiam swoj mail :
OdpowiedzUsuńucieczkowo@gmail.com
obecny :)
OdpowiedzUsuń