czwartek, 28 marca 2013





11/2011
odgrzebałam stary negatyw z ostatniego pobytu w londynie...
nie tyle zatęskniłam za miejscem, co za samym podróżowaniem. za nowym i nieznanym lub za starym i dawno niewidzianym.
od miesięcy siedzę w domu, przytłacza mnie brudna, szkocka plucha, która ni chu, chu nie chce być ani prawdziwą zimą, ani przemienić się wiosnę. że niby w lutym było słońce, krokusy i złocista plaża na portobello?
nie oszukujmy się, to były tylko nędzne podrygi, jakieś tam przytupy, próby kostiumowe i papierowe dekoracje, ot chwilowe szaleństwo przyrody, której najwyraźniej wyczerpał się już repertuar.
więc znowu jest - szaro i czarno, i biało.

6 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że konsekwencja, jakość kadrów i wprawność oka to wszystkie substytuty świetnego warsztatu fotograficznego jaki posiadasz. Człowiek z przyjemnością zawiesza oko i zatrzymuje te chwile.

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba artybuty? ;) znaczy się atrybuty :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Slawek powiedzial,a w kwestii podrozowania tez mnie juz swedza podeszwy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. oj tam oj tam, substytuty, atrybuty...

    OdpowiedzUsuń

komentarze do wpisów podlegają moderacji i publikowane są dopiero po zaakceptowaniu ich przez autorkę tego bloga.