wybraliśmy się wczoraj na wystawę
world press photo, na której - muszę przyznać - nic mnie nie zachwyciło, ale kilka prac zaciekawiło, a niektóre fotografie - zmusiły do spojrzenia pod innym kątem na to, kto, co, gdzie, jak i komu pokazuje.
to dosyć żałosne - życie fotografii news'owej jest niewiele dłuższe niż życie gazety, tylko nieliczne obrazy pozostają w naszej pamięci na dłużej. to, co wstrząsnęło nami kilka miesięcy temu, dzisiaj jest ledwie niewyraźnym wspomnieniem - bo news przykuwa naszą uwagę na chwilę jedynie, czasem parę minut, godzin lub dni, w zależności jakie media podają informację. jak się ten niewielki ułamek naszego czasu, jak się ta 1/125 sekundy ma do fotografowanej czy filmowanej rzeczywistości? news nie jest naszą traumą czy doświadczeniem życiowym, tylko jedną z wielu wiadomości, które codziennie przetwarzamy, szufladkujemy, zapominamy...
wieczorem, jeszcze w temacie fotografii prasowej obejrzeliśmy
bang bang club, film oparty na wspomnieniach grega marinovich'a, i joão silvy, moim skromnym zdaniem warty dalszego polecania, szczególnie dla tych z was, którzy interesują się historią i fotografią reporterską. smutne tylko, że mimo, iż jest to bardzo dobry film, nie wzbudziłby on większego zainteresowanie wśród dystrybutorów i widzów, gdyby nie wypadek silvy, ledwo miesiąc po premierze w toronto.