panayiotis lamprou, portrait of my british wife, 2010 z serii human presence,
zwycięzca drugiej nagrody w taylor wessing photographic portrait prize.jeden z tych portretów, które przyciągają uwagę i nie pozawalają, by przejść koło nich obojętnie, albo zapomnieć. oczywiście, każde z nas widzi 'te' rzeczy inaczej, dla jednych liczy się cipka, dla innych splot cieni i świateł, są tacy, którzy zauważą tylko resztki śniadania na stole i jeśli mam przyznać szczerze, to dla mnie wspomniane resztki są jednym z najbardziej fascynujących elementów tej fotografii. portret brytyjskiej żony lamprou zapada w pamięć i zmusza do reakcji. jest pełen naturalnej, prostej zmysłowości. pokazuje kobietę pewną siebie, piękną i niezależną. odsłania intymną relację między modelką a fotografem: ich bliskość, ich prywatność. ich poranek, z resztkami nocy i jedzenia. jak dla mnie właśnie na tym, polega moc tego zdjęcia.
przy okazji, lamprou odsłania nasze maleńkie bolączki – zmusza do zadania sobie kolejnego pytania, gdzie sami ustanawiamy sobie granicę. co nazwiemy voyeryzmem, a co - dokumentem, gdzie jest sztuka, a gdzie nasze własne, dobre samopoczucie.
to zdjęcie jest jak powiew świeżości, po latach oglądania wydumanych aktów, lub pseudo-uwodzicielskich i lekko kurwiszonowych fashion-portretów, gdzie siedemnastolatki grają ciężko doświadczone życiem czarne madonny przydomowego ogrodu sztuk, lub zblazowane femme fatale udające, że pozują helmutowi newtonowi. z obowiązkową fifką, kabaretkami i spływającym po twarzy makijażem.